Czy zdarzyło ci się marzyć o tym, że nie musisz zrywać się rano i pędzić do pracy, tylko w ciepłych kapciach, z kubkiem ulubionej kawy zasiadasz do biurka? Nie musisz nigdzie wychodzić, gdy za oknem szaleje wiatr i deszcz. W ciągu dnia popijasz sobie herbatkę za herbatką, przegryzając smakołykami z lodówki. Co jakiś czas wyglądasz przez okno, rozmyślając o swojej cudownej przyszłości. Nikt ci nie patrzy na ręce, nikt cię nie popędza. W międzyczasie na spokojnie gotujesz obiad, ogarniasz mieszkanie, opiekujesz się dziećmi. No bo przecież pracujesz z domu, to ci wolno. A nawet niektórzy myślą, że trzeba. No cóż… Jeśli tak to sobie wyobrażasz, to cię bardzo rozczaruję.Praca z domu to nadal praca i nie ma znaczenia czy zlecił ci ją szef, czy sama/sam nim jesteś dla siebie.
Obecnie jest naprawdę wiele zawodów, które można wykonywać, nie wychodząc z domu-od pracy typowo administracyjnej, copywriting, tłumaczenia, poprzez rękodzieło, aż do np. pieczenia ciast. Okazało się, że nawet prace, które dotychczas uważano za typowo stacjonarne, da się wykonać równie dobrze wirtualnie. Niektóre z tych zajęć dają bardzo dużą elastyczność i swobodę kiedy i jak chcemy wykonywać swoją pracę. I to jest niewątpliwie ogromną zaletą.
Przed rokiem 2020 osoby, które pracowały z domu, robiły to zazwyczaj z własnego wyboru, po dokładnym przeanalizowaniu swojej sytuacji życiowej, swoich potrzeb czy tego, jaki mają typ osobowości. Sytuacja zmieniła się w 2020 roku. Wiele osób nie miało wyboru. Musiały przenieść pracę do domu, nawet jeśli nie miały do tego odpowiednich warunków. Ja byłam jedną z takich osób, z dnia na dzień musiałam przenieść się z biura do domu. Miałam wtedy bardzo mieszane uczucia i trochę się bałam, jak sobie poradzę. Od zawsze mi się wydawało, że jestem typem osoby, która potrzebuje co rano wyjść z domu, mieć powód ubrać się i umalować, spotykać innych ludzi, mieć wydzielony czas na pracę i czas na życie prywatne.
Początki nie były łatwe. Musiałam przeorganizować zupełnie swój dzień, swoje mieszkanie i zmienić kilka nawyków.
Przede wszystkim musiałam nauczyć się przełączać z trybu dom na tryb praca i odwrotnie. A nie jest to łatwe, kiedy przebywa się w tym samym środowisku przez 24 godziny na dobę.
Praca z domu wymaga również większej samodyscypliny. Kiedy jesteś w biurze, po prostu pracujesz. Kiedy jesteś w domu, częściej się nie chce. I wtedy trzeba wezwać na pomoc pokłady samodyscypliny.
Metodą prób i błędów przystosowywałam się do nowej rzeczywistości i ostatecznie nauczyłam się w niej całkiem dobrze funkcjonować.
Bardzo ważne jest to, aby zorganizować sobie właściwe miejsce pracy. Nie musi to być od razu osobny gabinet, bo nie każdy może sobie na to pozwolić. Ja przez pierwsze 2-3 tygodnie pracowałam przy stole w salonie. Po kilku tygodniach poczułam ból w kręgosłupie spowodowany siedzeniem na nieodpowiednim krześle. Na szczęście firma zwracała nam za zakup niezbędnego wyposażenia, więc zakup odpowiedniego krzesła rozwiązał problem. Ostatecznie zorganizowałam sobie prawdziwy kąt biurowy-biurko, krzesło, półka na dokumenty. Biurko umieściłam w rogu salonu, tak aby siedzieć plecami do drzwi. Zauważyłam, że to pomagało mi utrzymać skupienie. Organizując wszystko na nowo, starałam się wyeliminować wszystkie rozpraszacze. Wtedy nie umiałam się skupić we własnym domu. Teraz, po 3 latach, jest zupełnie odwrotnie-zdecydowanie łatwiej mi się skoncentrować i utrzymać to skupienie, kiedy pracuję z domu, niż kiedy mam spędzić cały dzień w biurze.
Nie zawsze jednak istnieje możliwość wygospodarowania miejsca nawet na własne biurko. Warto wtedy zadbać o to, aby po skończonej pracy sprzątać wszystkie związane z pracą rzeczy. Jeśli cały wieczór lub weekend patrzysz na dokumenty, laptopa, przybory biurowe, trudno jest przestać myśleć o pracy w czasie wolnym. Można po prostu zebrać wszystko do jednego pudełka i schować je w niewidocznym miejscu.
Jeśli nie ma obowiązku meldowania się w pracy o konkretnej godzinie, można wpaść w pułapkę ciągłego odwlekania. Mnie bardzo pomaga to, że ustawiłam sobie poranną rutynę i moment, kiedy zasiadam do biurka z kubkiem kawy, jest dla mnie sygnałem, że zaczynam pracę. Zdecydowanie wolę zacząć wcześniej pracę i wcześniej ją skończyć. Idealnym rozwiązaniem jest to, kiedy można dostosować godziny pracy do własnego rytmu dobowego (czyli trzeba wiedzieć kiedy najłatwiej się nam pracuje), ale nie zawsze dostępnym. Ja miałam taką możliwość tylko u jednego pracodawcy.
Jedną z moich najważniejszych zasad jest to, że nigdy nie zasiadam do pracy w piżamie (choć bywa to bardzo kuszące). Zawsze staram się przygotować tak, jakbym miała wyjść do biura – zęby, prysznic, ubranie. Odpuszczam sobie makijaż i oczywiście nie zakładam koszuli z kołnierzykiem, mogą to być nawet dresy, ale nigdy piżama. Tak jest mi łatwiej wejść w tryb „praca”.
Początkowo było mi trudno rozgraniczać czas na pracę i na przerwy. Pomaga mi w tym zainstalowana na telefon aplikacja Mechaniczny pomidor. Metoda pomodoro polega na pracy w skupieniu przez np. 25 minut i przerwie 5-minutowej. Cykle powtarzają się. Po 4 cyklach przerwa się wydłuża. Czas pracy i przerw można sobie ustawić dowolnie. Ważne jest, aby podczas przerwy faktycznie odejść od biurka. Ja te 5-minutowe przerwy wykorzystuję do np. ogarniania mieszkania, jakieś rozciąganie, przysiady lub wyjście do ogródka, żeby sprawdzić jak się mają moje rośliny. I żeby było jasne, ogarniam mieszkanie dlatego, że pozwala mi to na zmianę otoczenia i trochę ruchu, a nie dlatego, że uważam, że skoro pracuję w domu, to mam taki obowiązek.
Praca z domu to też praca. Nam kobietom najtrudniej jest chyba to zrozumieć. Myślimy, że skoro jesteśmy w domu, to powinniśmy się nim zająć, a praca to tak przy okazji. Na początku też tak myślałam. Na szczęście szybko zrozumiałam, że nie da się być w dwóch miejscach jednocześnie. I po tym, jak dwukrotnie przypaliłam obiad w jednym tygodniu, zaprzestałam łączyć te dwie funkcje. Od 9 do 17 jestem pracownikiem biurowym, a po 17 jestem mamą i żoną. I to wszystko. Oczywiście musiałam nauczyć tego także swoją rodzinę. Ustaliliśmy jasne reguły i teraz działa to o wiele sprawniej i pozwala zachować równowagę pomiędzy pracą a życiem prywatnym.
Przez ostatnie 3 lata praca z domu wzbudzała u mnie różne, czasem skrajne, emocje – od zachwytu nad niezależnością i ogromem wolnego czasu, po brak motywacji i totalny spadek produktywności.
W tym czasie niejednokrotnie musiałam coś zmieniać, coś dopracowywać, coś przeorganizowywać, coś dostosować do wymagań firmy. Ostatecznie udało mi się osiągnąć całkiem dobrze funkcjonujący system. Powiedziałabym -od strony technicznej. Jednak jeśli chodzi o inne aspekty pracy z domu, to mam coraz więcej wątpliwości wraz z upływem czasu. Coraz bardziej odczuwam potrzebę kontaktu z ludźmi, dyskusji na żywo, wspólnego rozwiązywania problemów, pogaduszek mimochodem, wymiany opinii na jakiś temat, narzekania na pogodę 🙂 – po prostu relacji z ludźmi.
Praca z domu nigdy nie była moim celem, nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją wykonywać. Co więcej, byłam stanowczo przekonana, że się do niej nie nadaję. Trzy lata później okazuje się, że całkiem dobrze się w niej odnalazłam i jestem bardzo wdzięczna, że mogłam spróbować. Największym plusem, jaki widzę, jest to, że pokonałam swoje ograniczenia i nauczyłam się bardzo dużo o sobie. Taka nagła zmiana życiowa pokazuje, na ile jesteśmy elastyczni i otwarci na nowe wyzwania. Czy wyobrażam sobie, że będę tak pracować do emerytury? Zdecydowanie nie!
Autor: Agnieszka Kowalczyk