
Od dawna chciałam pisać felietony. Bardzo lubie je także czytać… są niezbyt długie, czasem zabawne, innym razem zupełnie poważne, ale zawsze gdy sięgam po kolejny czuję się, jakbym dotykała odrobiny czyjejś prywatności ukrytej w otoczeniu dopracowanych do ostatniego słowa artykułów o modzie, podróżach, rozwoju osobistym, polityce, itd., itd.
Gdy byłam dzieckiem pisałam opowiadania, uwielbiałam wymyślać historie, zamykać się w stworzonym przez siebie świecie. Było w tym zarówno coś twórczego jak i magicznego. Właściwie nadal za najwazniejsze uważam, wolność i… magię. Gdy to piszę, czuję się jakbym już wiele razy gdzieś u kogoś czytała te lub podobne słowa, oklepane frazesy, a jednak nie mam innych…
Felietony?
Podobno dziś się już nie pisze… w natłoku informacji po pierwsze nie do końca wiemy co czytać a poza tym kto ma na to czas?
Dziś stawiamy na słuchanie, podczas jazdy autem, podczas gotowania, jedzenia. Mam nadzieje, że nie doczekam czasów gdy będziemy uprawiac miłość i edukować się z you tubem… a może to już się dzieje, a ja nie jestem na bieżąco?
W tak wszechobecnym dziś multitaskingu gubimy wspomnianą wcześniej magię…
Czym ona jest?
To radość i spokój z bycia tu i teraz.
To chwila oddechu z kubkiem gorącej herbaty po dniu ciężkiej pracy.
To wyciskanie siódmych potów na siłowni.
To testowanie najnowszego przepisu na cielęcinę z warzywami.
Magia, która jest dostępna właśnie podczas spotkania z samym sobą? Bo czy pod koniec dnia nie zostajemy jedynie z osobą, którą oglądamy każdego dnia w lustrze?
Po latach poszukiwania siebie odkryłam, a może pogodziłam się z tym faktem.

Idąc tropem mniejszych i większych odkryć postanowiłam spełnić marzenie i wykorzystać okazję jaką zobaczyłam w blogu PPA… z entuzjazmem podeszłam do tematu. W przerwach w pracy wymysłałam chwytliwe tytuły, zabawne anegdoty. Przypominałam sobie najmniejsze sukcesy i najwieksze porażki, wszystko rzecz jasna w otoczeniu dość rozbudowanych opisów.
Oczami wyobraźni widziałam siebie jaką sławną na cały świat, albo przynajmniej na Londyn i okolice felietonistkę… a potem przychodził następny dzień i następny i kolejny a moje małe arcydziela nie powstawały… bo czas był niewłaściwy, bo pracy za dużo, bo hałas w domu, bo temat za mało ambitny, bo tekst za długi i w erze podcastów nikt nie dotrwa do końca, nawet najwierniejsi przyjaciele.

Marzenia są wspaniałe ale bez działania nigdy nie zostaną zrealizowane. Kolejny slogan, ale po raz kolejny są to najwłaściwsze słowa na oddanie tego, co chcę wyrazić.
Pamietam siebie siedzącą na wersalce w kuchni babcinego domu, w hałasie okresu żniw, gdzie jeden pokoj był kuchnią, sypialnią, pokojem codziennych narad, bawialnią i sama nie pamietam czym jeszcze, ale to właśnie tam powstawały moje opowiadania. Nie szukałam wymówek, nic mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Z perspektywy czasu uważam, że potrzebowałam tych zapachów, dymu, hałasów… uwielbiałam czas spędzony ze sobą, z kanapką ze śmietaną i cukrem i z moim zeszytem…
Życzę powodzenia sobie i każdej osobie, która na progu nowego roku postanowiła nabyć nową umiejętność, albo zmienic stary, od dawna doskwierający nawyk. Nie mam na myśli noworocznych postanowień, które często(zważywszy na ilość haseł na fb usprawiedliwiających szybkie i bezbolesne ich porzucenie) giną pod ciężarem frustracji i ilości zjedzonych słodyczy. Mam na myśli jedną, może bardzo małą ale ważną dla ciebie sprawę. Życzę odnalezienia tej małej przyjemności, hobby, czy jak to nazwiemy, która sprawi, że czas się zatrzyma… i życzę magii.

A ja zabieram się do pisania następnego felietonu…
Agnieszka Warzyszak